Stres, przemęczenie, zniechęcenie, natłok obowiązków, zbędna papierologia, pierwsze konflikty, ból gardła, rozterki i walka z czasem… to tylko niewielki procent z tego, co dotyka wielu nauczycieli każdego dnia. Patrząc na ich postawę z zewnątrz można odnieść wrażenie, że w zasadzie to niewiele się u nich dzieje. Przychodzą do szkół na kilka godzin pogadać z uczniami i szybko wracają do domu, wcześniej niż przeciętny zjadacz chleba. Tak, to perspektywa z zewnątrz. Wewnątrz każdego dnia toczą spory z samymi sobą, swoimi wartościami, zmianami pokoleniowymi i zachowywaniem pozorów. Na własnej skórze, systematycznie, dzień w dzień dowiadują się jak bardzo zawodny jest obecny gorset szkolny.

Pracuję w szkole od niedawna. Na tyle jednak intensywnie, aby dostrzec, jak systemowa machina szkolnictwa powszechnego załamuje się. Upada jak domino, tonie jak titanic, bezskutecznie próbuje złapać głębszy oddech. Nie muszę grzebać w papierach ani zaglądać do teczek personalnych, żeby móc się o tym dowiedzieć. Mnie wystarczy tylko kontakt z XXI – wieczną młodzieżą, która w naturalny sposób funkcjonuje wbrew XIX-wiecznym koncepcjom nauczania. Każda lekcja to obustronna przepychanka, częstokroć sztucznie wygenerowana. Próba wzajemnego udowodnienia sobie, że coś jest (nie)ważne, (nie)aktualne, że (nie)warto. Porozmawiajmy o czymś, co rzeczywiście nas interesuje! – pada propozycja na początku roku z ust jeszcze świeżego zawodnika. Po miesiącu pytania milkną, oczy młodzieży gasną, zapał ulatnia się. Każda lekcja staje się coraz trudniejsza i w dużej mierze polega na (re)animowaniu tlących się serc. I jak w takiej sytuacji zareagować, wiedząc doskonale, że – w świetle ostatnich lat badań neurobiologicznych – uczniowie mają prawo tak reagować, sprzeciwiając się obecnym przyzwyczajeniom i porządkom? Zbagatelizować problem czy próbować to jakoś odkręcić?
Per aspera ad astra…
Myślę, że należy spojrzeć prawdzie w oczy i uświadomić sobie istotność swojej posługi w zawodzie. ,,Nauczyciel ma dziś do spełnienia rolę o wiele ważniejszą, niż mogłoby się to wydawać. Z jednej strony możemy mówić o deficycie społecznym w wielu obszarach zachowań [uczniów – BJ] i traktować to jako najważniejsze wyzwanie w pracy wychowawczej. Z drugiej – warto dostrzec potencjał, jaki posiada dziś generacja sieci i przygotować ją do funkcjonowania w czasach nieustającego kryzysu” (Polak, s. 41). Jeśli więc tylko zaakceptujemy rolę cierpiętników, których zadaniem ma być – często karkołomne i bezowocne – przybliżanie skostniałego systemu szkolnego do nowoczesnych koncepcji młodzieży, a przez to edukacji przyszłości, może się okazać, że staniemy się bohaterami lokalnych społeczności, które rzucą cień na skalę globalną.
Jak zbliżyć skostniałą edukację do współczesnych potrzeb?
,,Szkoła musi kształcić zestaw praktycznych umiejętności, dzięki którym jej absolwenci będą potrafili znaleźć pracę lub sobie ją zorganizować. Możemy śmiało założyć, że kluczowe dziś kompetencje to umiejętności szybkiego uczenia się, posługiwania metodą projektową, przedsiębiorczość, komunikacja i sprawne wykorzystywanie technologii teleinformatycznych oraz znajomość języków obcych”. (Kołodziejczyk, Polak, s. 69)
Co możemy zrobić?
Najważniejszym kryterium jakiejkolwiek zmiany jest sobie jej uświadomienie i chęć modyfikacji tego co, w naszych oczach wymaga korekty. Aby móc określić swoje potrzeby względem edukacji, szkolnictwa i współpracy z młodzieżą należy zorientować się w kompetencjach przyszłości i próbować kształtować je na swoich lekcjach, rzucać ziarno na niepewną ziemię. A co najważniejsze – pytać swoich uczniów o zainteresowania, metody pracy, oddawać decydujący głos w dyskusji. Na początek wystarczy.
Bibliografia:
- Jak będzie zmieniać się edukacja? Wyzwania dla polskiej szkoły i ucznia / W. Kołodziejczyk, M.Polak