Chwytasz za klamkę, wchodzisz do budynku, przemierzasz długi i szeroki korytarz beznamiętnie taksując wzrokiem chmarę rozstępującą się przed tobą. Milczysz i w skupieniu przenikasz tę przestrzeń, docierając w końcu do upragnionego miejsca – jakiego?
Chwytasz za klamkę, wchodzisz, mruczysz pod nosem niewdzięczne ,,dzień dobry”, kładziesz aktówkę na znajomym miejscu, lecz tylko po to, aby zaraz ją stamtąd zabrać. Razem z kubkiem mocnej kawy.
Chwytasz za klamkę, wychodzisz, przenikasz znajome szlaki odliczając kroki i kontrolując wzburzenie napoju. Wewnętrznie milczysz, mrucząc niewdzięczne ,,dzień dobry”.
Chwytasz za klamkę, wchodzisz i na moment zatrzymuje się świat. Jesteś u siebie.
O jakim miejscu myślisz?
Dla mnie takim miejscem jest szkoła. I, prawdę mówiąc, nie chcę takiej szkoły.
Chwytam za klamkę, wchodzę do budynku, przemierzam zbyt mały i krótki korytarz. Nie wystarcza on na pomieszczenie tylu osób i idei, z którymi i o jakich warto porozmawiać. Z ociąganiem docieram do miejsca spoczynku papierzysk, notesów, karteluszek i innych drugorzędnych rzeczy.
Chwytam za klamkę, wchodzę i od razu pozdrawiam innych szerokim uśmiechem. Początek dnia jest najprzyjemniejszy, nieprawdaż? Tyle intelektualnych uniesień i pomysłów jeszcze przed nami. A kawa? Nie będzie potrzebna!
Chwytam za klamkę i wychodzę z lekkim rozbawieniem na twarzy. Zaczepiam kogoś po drodze, z innymi wymieniamy się porozumiewawczymi uśmiechami. Przychodzę z małym opóźnieniem. Nawet nie zauważają, że już jestem. Siadam w kącie i badawczo ich obserwuję. Część grupy dyskutuje, część obserwuje, kilka osób szuka czegoś w internecie, a dwie dosypiają w kącie. Obserwuję i podziwiam, są niesamowici. Lekcję czas zacząć!
Jakie ma być to miejsce?