Adaptacja, twórcze użytkowanie, odtwórcze zużywanie… tak nazwałabym ewolucyjne przeobrażenia współczesnego człowieka. Każdy okres naszego życia charakteryzuje się pewnym uproszczonym modelem zachowania. Modelem, który zależny jest od wieku, wychowania, środowiska, kultury, itd. Trudno jednoznacznie ustalić, w jakim KONKRETNIE czasie ma miejsce przejście dalej. Nie ulega jednak wątpliwości, że każdego z nas czeka pełen pakiet na pokładzie.
ADAPTACJA

Przychodząc na świat za wszelką cenę próbujemy przystosować się do otaczającej rzeczywistości, aby przeżyć. Wszystko jest nowe (może z wyjątkiem zapachu naszej mamy :), nieznane i pełne tajemnic. Powodzenie naszej adaptacji zależne jest częściowo od warunków zewnętrznych, głównie rodziców. Do momentu opanowania elementarnych umiejętności (samodzielne jedzenie, chodzenie), które zapewnią nam choć niewielki stopień niezależności, nie skupiamy się specjalnie na dodatkowej nauce. Ciekawość do odkrywania i doświadczania jest w nas od momentu poczęcia, jednak dopiero stabilne podłoże (bęc, bum, siabada!) pozwala w pełni się nimi rozkoszować.
TWÓRCZE UŻYTKOWANIE

W tzw. międzyczasie rozwoju naszej pracy mięśni i rozumu, wkrada się naturalna chęć eksplorowania tego, co zastanie się na swojej drodze. Czymże byłaby nauka chwytania bez włosów mamy czy okularów dziadka? Czym testowanie pierwszych ząbków bez drewnianych klocków, gumowych zabawek czy kapci tatusia? Twórcze użytkowanie również pozwala na adaptację, głównie do środowiska, w jakim się przebywa. Gdy uzyskujemy względną mobilność, dynamiczność rozwoju ruchowego nieco się obniża, przez co możemy skupić się na poznawaniu otoczenia. W tym momencie bardzo wiele zależy od naszych bliskich i tego, w jakim stopniu pozwolą nam eksplorować, a w jakim tylko używać. Czy talerz zawsze musi być przeznaczony do jedzenia? A może można schować się do kartonu? Jak długo rybka wytrzyma bez wody? Wówczas kierujemy się ~10 cechami, które pozwalają nam sprawdzać rzeczywistość. Jako starszyzna powinniśmy brać przykład z małych dzieci i również się nimi kierować.
Oto one:
- Niewiele mi potrzeba.
Odkrywanie nie wymaga wysokobudżetowych środków. Gdyby się uprzeć, można pokusić się o stwierdzenie, że w ogóle ich nie potrzeba. Na razie natura jest darmowa, a gdy jeszcze mamy dach nad głową i różne pod nim przedmioty, świat może stać się fascynującym miejscem. Popatrzmy na sytuację z perspektywy dziecka, jemu naprawdę NIC – oprócz spełnionych potrzeb fizjologicznych i psychicznych – nie jest potrzebne. Psycholodzy wspominają o redukowaniu zabawek i rozpraszaczy w dziecięcym świecie, a ja Wam mówię, że tu nie trzeba redukować, tylko zostawić samo sobie. Wtedy na pewno robotę sobie znajdzie i ba! To działanie będzie podporządkowane pod schemat rozwoju statystycznego dziecka. 😛
Na drugi raz, gdy zaczniesz marudzić, że nie możesz biegać bez markowej odzieży z Lidla, pomyśl jak dziecko i zacznij biegać po pokoju najlepiej na golasa, ha!
2. Wszystko mnie ciekawi.
Mnie też 😀 Naprawdę, to jak cecha charakteru, która we wszystkim widzi COŚ WIĘCEJ. Jeśli tylko można wpływać na swój kod genetyczny, to ciekawość świata będzie głównym składnikiem zmiany tego kodu. Co tu więcej tłumaczyć: albo życie Cię ciekawi albo nie; albo chcesz się interesować albo niechętnie zjadasz to, co oferuje świat. Proszę, następnym razem zastanów się, czy rutyny w których tkwisz są dla Ciebie dobre i pozwalają na wielozmysłowe odkrywanie. Pozwól sobie na nie, kiedyś nie miałeś przed nim oporów. 🙂

3. Nie boję się wyzwań, błędów, potu i łez.
Ależ boimy się i tu należą się brawa dla maluchów, które po szesnastym / czterdziestym / setnym upadku, wstają i nadal chcą iść. CHCĄ IŚĆ, a my niejednokrotnie rezygnujemy po pierwszej próbie. Jak to jest, że zaraz po tym jak nauczyliśmy się chodzić, coś nam się stało i boimy się wyzwań, błędów, potu i łez? Tak, specjalnie napisałam to w jednym ciągu, bo bez tych elementów nie da się niczego odkryć, nigdzie wejść, niczego osiągnąć. Daj sobie szansę na powrót do przeszłości, żeby móc znów z podobną werwą pochodzić do nowości. Nawet jeśli – w odróżnieniu od dzieci – wiesz, że wiąże się to z trudnościami.
4. Cieszy mnie już sama droga do celu.
Jakże częsty błąd OCZYTANYCH. Podejmuję wyzwanie, błądzę, błąkam się, gubię, pocę, płaczę, ale zapominam docenić, że jestem w drodze. Tak, ona też jest ważna, dlatego dzieci tak dużo się śmieją, wszak one ciągle są w drodze. Nam jako starszym wydaje się, że to realne osiągnięcie jest najważniejsze. A przecież nawet jeśli Ci się nie uda czegoś uzyskać za pierwszym razem to: a) już na początku ciesz się z podjętej inicjatywy, b) spróbuj jeszcze raz mocniejszy / mądrzejszy o zdobyte doświadczenia.

5. Jestem elastyczny (fizycznie) i plastyczny (umysłowo).
Tylko kości nie te same… Fakt, psychoruchowo nie możemy ,,przemienić się” w dzieci (hej! A człowiek guma?) Możemy jednak dostrzegać potencjał w zażywanej aktywności fizycznej i artystycznej. W tej sytuacji najlepszy byłby ruch wyrażony przez sztukę. Może jakaś arteterapia? 😀 Warto pamiętać, że zarówno dzieci jak i dorośli powinni zapewniać sobie odpowiednią dawkę bodźców estetycznych w trosce o swój dobrostan intelektualny. W końcu jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi, który – na drodze dobrze rozwiniętego przodomózgowia – reaguje na piękno i estetykę. Dlatego warto zacząć już dziś! Na początek codzienna rutyna śpiewu pod prysznicem / tańczenia przy zmywaku powinna wystarczyć.
6. Zwracam uwagę na pozytywy.
Myśl pozytywnie, szukaj dobra, bądź wdzięczny. Wprowadź te trzy aspekty do swojego życia, a reszta sama się znajdzie. Poważnie!
7. Każde nieudane działanie jest lekcją.
Próbuję, próbuję, już blisko, wyciągam się, jeszcze kawałek i… trach! Bęc! Dubidam! Plaskacz, leżę. Znowu. Analiza. Próbuję kolejny raz… Znowu! Ile jeszcze razy pozwolę sobie na porażkę? A czy każda ta próba jest porażką?
Patrz wyżej: każde działanie jest lekcją, a szczególnie to nieudane. Nie pozwala nam iść dalej, przeszkadza i zwraca na siebie uwagę. Wtedy zamiast smęcic i szukać pocieszenia w rozżaleniu, rozważ na chłodno sytuację w trzech krokach:
1) CZY można to zmienić, a jeśli tak to…
2) CO trzeba zmienić, a potem…
3) JAK można to zrobić.
Bywają momenty, w których spotykamy się ze ścianą. Nie możesz zaliczyć przedmiotu / egzaminu / dostać pracy lub stażu w TYM miejscu / zdać prawka / wyjechać na wakacje. Kilka czynników uniemożliwia nam realizację zadania. Metoda trzech kroków pozwala nam zrobić szybki research sytuacji i ocenić, czy w ogóle coś można zrobić, czy to w TYM momencie realne. Aga Stefaniuk, mogą mamuśkowa mentorka, powtarza, że można zrobić wszystko, ale wszystko po kolei. Dodałabym: bo na wszystko przyjdzie pora.
8. Ciągle się uczę.
Nasze mózgi cały czas przetwarzają, neurony wchłaniają, połączenia gotują się do czerwoności pod naporem informacji. Dlatego dzieciom na początku tak szybko rosną głowy 🙂 One wiedzą (te głowy!), że nauka to proces, a nie finisz. Proces, który osądza nas całe życie. Proszę, przestańmy lokalizować edukację i naukę w szkole, najwięcej uczymy się poza nią, serio! XD
9. Okazuję innym miłość i przywiązanie.
Coś, co nie wydaje się oczywiste. Spójrz, my wciąż rozmawiamy o kompetencjach, których powinniśmy uczyć się od malutkich dzieci. One okazują nam miłość nieustannie, są zafascynowane, ufne i wdzięczne. Pokazują gestem i później słowem swoje dobre chęci i przywiązanie. To KOSMICZNIE ważne! Szanowanie bliskich i kochanie ich najpiękniej wyrażamy w służbie im, gotowości do pomocy i wsparcia. To jest coś, czego dzieci mogą się od nas uczyć!

10. Sygnalizuję swoje potrzeby.
…szczególnie jeśli potrzebuję pomocy. Przyjmowanie pozy niedostępnego i manieryczne „a weź się domyśl” utrudnia komunikację w relacjach. Zakładamy wtedy, że ktoś musi dostrzec nasze potrzeby + wyrazić swoje wsparcie w akurat TEJ konkretnej sprawie. A przecież dobrze wiemy, że nawet mózgi bliźniąt jednojajowych / długoletnich małżeństw trybią na innych częstotliwościach. Drodzy, wykonajcie prosty test. Jeśli Wasze matki nie domyślają się o co wam chodzi, to resztą społeczeństwa tym bardziej tego nie ogarnie! 😉
Twórcze użytkowanie to bardzo ważny etap poznawania świata i tak naprawdę nadal nie wiem, w którym momencie przeradza się on w kolejny. W jakich okolicznościach EKSPLOROWANIE zastępuje ZUŻYWANIE? Dlaczego przestajemy sprawdzać, do czego jeszcze wykorzystać dany przedmiot?
Zróbmy to co zwykle i zrzućmy winę na obowiązkową edukację. W przedszkolu mamy jeszcze pewne możliwości wyboru co do zabawy. Niestety, wraz z wkroczeniem w mury podstawówki nasza decyzyjność maleje. Przeważa stabilizacja, zasady, regulamin, nagrody i kary, siedzenie, porządek dnia i życie w tłumie. Aha! Jeszcze zadania domowe! Kończy się etap rozwijania w zgodzie z własnym tempem i chęciami, kończy się organizowanie i decydowanie, a zaczyna podporządkowanie, ewentualnie negocjowanie.
Tu warto pozwolić sobie na retrospekcję: jakie najlepsze wspomnienia masz z pierwszych klas podstawówki? Jakie z kolejnych lat? Sama pamiętam, że najbardziej podobały mi się zajęcia taneczne, na które przychodziliśmy zmęczeni po lekcjach. Trenowaliśmy nawet kilka razy w tygodniu, występowaliśmy na akademiach, spotkaniach kulturalnych, itd. Uczyliśmy się jak wypadać w obliczu stresu i niepewności, wciąż i wciąż przybywając do nowych miejsc. To była ekscytacja połączona ze wzmożoną mobilizacją. Poza tym wspomnieniem, mam w głowie lekcje języka polskiego (no jasne!), na których odgrywaliśmy teatrzyki, na przyrodzie hodowaliśmy rzeżuchę, a później na lekcjach geografii szukaliśmy w atlasach rzeki Nil. Reszta wyleciała z głowy.
Zastanów się, co pamiętasz. Zakładam, że Twoje wspomnienia uwikłane będą w ważne wydarzenia, interesujące Cię osoby i zajęcia dobrane pod Twoje zainteresowania. Reszta, czyli tak pieczołowicie odbębniane zadania domowe i nauka na klasówki, mogła okazać się bezwartościowa dla Twojego mózgu. Gdybyś miał(a) szansę poprowadzić swoją ścieżkę edukacyjną od początku, może dzisiejsza retrospekcja byłaby nieco bogatsza, a umiejętności nabyte w szkole zdecydowanie trwalsze.
ODTWÓRCZE ZUŻYWANIE
Czai się, wierzga nogami, pomrukuje, nadchodzi. Chcąc nie chcąc. Tak jakbyśmy nie mieli wyboru, zobojętnieni (a może zrezygnowani?) zdajemy się na (nie)łaskę. Ma plusy, choć więcej minusów. Upraszcza życie, pozwala skoncentrować się na priorytetach, jednak na dłuższą metę generuje nudę, nie daje pola do popisu. Uzależnia od… nie dając szansy na… Odtwórczość przychodzi wraz ze świadomą rezygnacją i pożegnaniem z kreatywnością. I tak, korzystając z jakiejś aplikacji lub oglądając ambitny serial skazujemy się na odtwórczość. Gdy na miejsce twórczości podrzucamy gotowca i staje się to coraz częstsze, dojeżdżamy do wyjazdu ze strefy potęgi wyobraźni. Ostaje jeno sznur…
Dlaczego tak ważne jest przywracanie swojego stanu do twórczego użytkowania otaczającej rzeczywistości? Dlaczego konsumowanie gotowych treści w dłuższej perspektywie nie zapewnia nam rozwoju intelektualnego? Odpowiedź jest dosyć prosta: ważna jest ingerencja, przekształcanie, dorysowywanie skrzydeł. Bez doświadczania nie ma pełni rozwoju.

Dlaczego ostatecznie skazujemy się na zużycie, a nie użytkowanie? To wygodne, znacznie trudniej świadomie skazać się na wielokrotne popełnianie błędów, stawianie czoła wyzwaniom i siebie w prawdzie okazując słabość i niedoskonałość.
A na koniec kreatywnie wyprodukowałam dekalog, który mam nadzieję posłuży niejednemu. 🙂
Dekalog przyszłościowego (mądrego) człowieka
- Niewiele mi potrzeba.
- Wszystko mnie ciekawi.
- Nie boję się wyzwań, błędów, potu i łez.
- Cieszy mnie już sama droga do celu.
- Jestem elastyczny (fizycznie) i plastyczny (umysłowo).
- Zwracam uwagę na pozytywy.
- Każde nieudane działanie jest lekcją.
- Ciągle się uczę.
- Okazuję innym miłość i przywiązanie.
- Sygnalizuję swoje potrzeby.
A teraz weź chociaż jedną myśl z powyższych i spadaj ratować świat. 🙂
